27.07.2009

6

Wakacje u Jego teściowej. Generalnie ich stosunki nie nadają się na anegdoty, bo zwyczajnie są zbyt dobre. Nie oznacza to jednak, że zawsze wszystko idzie jak po maśle.
Lenimy się nieprzyzwoicie przed telewizorem. Na Polonii odgrzewają "Matki, żony i kochanki", więc Mama zaciekle broni dostępu do pilota. Ja i mąż niestety nieco na tym cierpimy, a ponieważ nie jest to pierwszy raz, moja druga połowa postanawia zawalczyć o swoje. O nasze, może nawet. Podejmuje więc (daremne) próby negocjacji i sugeruje zmianę kanału. Po dłuższej chwili stereo, które mi zaserwowali zaczyna mnie męczyć. Patrzę więc błagalnym wzrokiem na męża i proponuję:
- No daj spokój... Bądź tym... – tu zawieszam głos, bo łapię się w porę, że zaraz przegnę – ...tym, który ustąpi. – kończę zdanie w możliwie najmniej inwazyjny sposób. Ale mąż, jak zawsze, nie zawodzi i dodaje:
- Tym mądrzejszym, tak? Ok.
W ostateczności oglądamy "Matki...".
Przyznać trzeba, że Mateusz Damięcki uroczym dziecięciem był

7

Nadal wakacje u teściowej. Pod domem mamy, po jakimś koszmarnie długim, liczonym w nastu latach okresie oczekiwania, w końcu robią normalną, asfaltową drogę. W związku z tym z okna oglądam sobie tabuny opalonych robotników i z przyjemnością (oraz z pewną dozą satysfakcji) patrzę, jak dowodzi nimi drobna, najwyżej 30-letnia blondynka. Taki mały dowód na to, że kobieta potrafi. I nie wiem skąd, ale nadzieja, że droga wytrzyma nieco dłużej, niż do pierwszej pozimowej odwilży.
Ale wróćmy do tabunów. Niemal podnoszę się z fotela, gdy dostrzegam, że na plac budowy podjeżdża piękny, czerwoniutki wóz strażacki i wysiada z niego dwóch, czy nawet trzech strażaków. Spoglądam z zaciekawieniem przez okno upewniając się jednocześnie, czy mąż widzi. Widzi. Chmurny, karcący wzrok, który na mnie zawiesza, nie pozostawia wątpliwości.
Zabawa podoba mi się coraz bardziej i przebąkuję coś o wyjściu na zewnątrz i nawiązaniu bliższej znajomości ze strażakami.
- Idź. – burczy mąż – Może któryś da ci nawet potrzymać sikawkę.

15.07.2009

5

Mąż nie należy do tej podkategorii mężów, którzy noszą za swymi żonami torebki i nieśmiało za nimi drepczą. Może nosić za mnie wszystko, otwierać mi drzwi, pewnie nawet odsunąłby mi krzesło w restauracji, ale ja z kolei nie lubię, gdy się robi ze mnie osobę niepełnosprawną. W każdym razie przy całej swej charakterystyce gentlemana, mojej torebki generalnie nie dotyka.
Wsiadamy do samochodu. Ja prowadzę. Zamykam drzwi i kładę mu na kolanach swoją torebkę. Patrzy na mnie spod byka, ujmuje skóropodobny worek za pomocą kciuka i palca wskazującego (co najmniej jakby jego zawartość miała spowodować skażenie środowiska), po czym ciska go na tylne siedzenie. I dodaje przez zaciśnięte zęby:
- NIE KASTRUJ MNIE.