4.06.2012

124

Zagadka dnia:
kiedy NA PEWNO zadzwoni do drzwi (17 razy) kurier/listonosz, na którego czeka się od rana, rezygnując ze wszelkich swobód, byle tylko mieć zaszczyt powitania go w drzwiach?
Otóż zadzwoni w momencie, gdy po dwudziestu minutach negocjacji, śpiewania oraz szarpania się z dzieckiem, wychodzi się na palcach z jego pokoju uważając, by ruch powietrza nie zmącił jego ulotnego snu.

---

- Siasio obudził! - obwieszcza syn radośnie, wystawiając głowę spod kolorowego koca i szczerząc zęby w uśmiechu.
- Ćsi... Połóż głowę na poduszce, zamknij oczy i spróbuj zasnąć - szepczę. Albo syczę już raczej. Negocjuję od piętnastu minut; sześć tomów Tupcia Chrupcia, leżących obok mnie na sofie, wbija mi się w udo. Boli mnie szczęka od śpiewania Beniamina, aktualnie jedynej słusznej kołysanki.
Wersja z niespaniem w ciągu dnia wciąż pozostaje poza naszym zasięgiem, co o dziwo nie wyklucza się z faktem, że uśpienie dziecka w mniej więcej południe urosło do rangi wyzwania.
Polarowy pled faluje energicznie, miotany niesfornym, dziecięcym ciałem. Syn zapuszcza żurawia pod powstały właśnie wigwam i bacznie przygląda się własnym kolanom.
- Nózie! Obudziły!
Błysk górnych siekaczy, bystre spojrzenie. Noga mi cierpnie.
- Todłom, citije!
- Chciałeś, żebym przykryła cię kocem, więc śpij pod kocem.

- TODŁOOOM!!! - miły dziecięcy głos w sekundę ewoluuje w nieznośny dla ucha jazgot a anielska twarzyczka wykrzywia się w mało sympatycznym grymasie.
Labilny, impulsywny prawie-dwulatek zasypia trzy minuty później, jak gdyby nigdy nic. Znowu jest aniołem.

A potem ten kurier.