5.04.2011

97

Eksplozja. Jakaś niewyobrażalna.
Motoryki małej.
Dużej.
Mowy.
I socjalizacji dziecka.



- Nooos! – oznajmiam odkrywczo okołosopranem, gdy syn, podczas sesji na nocniku, chwyta mnie idealną pęsetą palca wskazującego i kciuka za odstający element twarzy. Potem wskazuje na moje zęby, wyszczerzone w uśmiechu i stuka palcem o siekacze.
Chwilę później sprawnie czworakuje po całym mieszkaniu, badając wszystko, co napotka na drodze.
Tak więc…

Nie wolno butów/odkurzacza/płyt/brać do buzi!!!
Nie wolno szuflad!
Nie wstawaj przy krześle, bo odjedzie i upadn…


Panele obijane głową syna wydają taki nieprzyjemny, głuchy odgłos… Nie znoszę. I ciągle nie zdążam zapobiec.
Mam wrażenie, że stałam się jednym wielkim, chodzącym, ględzącym zakazem.

Błogosławię wiosenną aurę i długie spacery. Huśtawki, piach w piaskownicy i tenisówki, w których syn stąpa po zielonej trawie, uwieszony na moich palcach wskazujących.
Nie umiem się pozbyć lęku przed raczkowaniem po trawie. Wszędzie widzę żądlące owady i, choć sobie zawsze obiecywałam, że nie będę, projektuję na dziecko własne arachno- i inne entomofobie.



- Mmamma – rzecze syn w prima aprilis, chwilę po tym, jak pierwszy raz sam postawił się do pionu w łóżeczku.
- Żartujesz…? – pytam przezornie i roztapiam się tam w środku jak bałwan w wiosennym słońcu.

Nie żartował.
- Lampa! – zarzucam mentorskim tonem, gdy młody spogląda na zwisający z sufitu klosz.
- Appa... – powtarza najpierw cicho, potem całkiem bezgłośnie.

Eksplozja. Nie do ogarnięcia.

No i nie mam czasu na bloga



- Zrobię ci jutro nuggetsy, chcesz…? – pytam męża wieczorem.
- Mmm… Wystąpisz nuggo…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz