27.07.2009

7

Nadal wakacje u teściowej. Pod domem mamy, po jakimś koszmarnie długim, liczonym w nastu latach okresie oczekiwania, w końcu robią normalną, asfaltową drogę. W związku z tym z okna oglądam sobie tabuny opalonych robotników i z przyjemnością (oraz z pewną dozą satysfakcji) patrzę, jak dowodzi nimi drobna, najwyżej 30-letnia blondynka. Taki mały dowód na to, że kobieta potrafi. I nie wiem skąd, ale nadzieja, że droga wytrzyma nieco dłużej, niż do pierwszej pozimowej odwilży.
Ale wróćmy do tabunów. Niemal podnoszę się z fotela, gdy dostrzegam, że na plac budowy podjeżdża piękny, czerwoniutki wóz strażacki i wysiada z niego dwóch, czy nawet trzech strażaków. Spoglądam z zaciekawieniem przez okno upewniając się jednocześnie, czy mąż widzi. Widzi. Chmurny, karcący wzrok, który na mnie zawiesza, nie pozostawia wątpliwości.
Zabawa podoba mi się coraz bardziej i przebąkuję coś o wyjściu na zewnątrz i nawiązaniu bliższej znajomości ze strażakami.
- Idź. – burczy mąż – Może któryś da ci nawet potrzymać sikawkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz