8.10.2010

77

Wśród najnowszych zaleceń lekarskich, prócz trzymania dziecięcia do odbicia, pojawia się godzinne leżakowanie pod kątem 45 stopni po każdym posiłku oraz wspomaganie trawienia laktazą z aspergillusa. Nietolerancja cukru mlecznego i refluks to bowiem najświeższe newsy z beztroskiego życia układu trawiennego syna.
Młody z najwyższą gracją i atencją zasysa z łyżeczki kolejne dawki Delicolu. Z plastikowej miarki dołączonej do Debridatu wypija bez szemrania syrop. Z dnia na dzień coraz mniejsze ilości lądują na śliniaku. I jakby coraz mniej się krzywi. Taki dorosły się zrobił…
Puchnę z dumy każdego poranka, gdy zerkając po przebudzeniu na zegarek widzę okolice szóstej. A zaraz potem syna, szczerzącego w uśmiechu dziąsła. Przeboleję, że śmieje się głównie do nocnej lampki, a dopiero w drugiej kolejności do własnej matki; niewdzięcznik.
Leżąc na przewijaku syn spędza czas na słodkim tête à tête z własną pięścią. Lewą, bo prawa chwilowo (?) pozostaje w totalnej bezczynności; chyba, że chodzi o skubanie stanika przy karmieniu z prawej piersi. Pięść jest fascynująca pod każdym względem. Zaciśnięta do białości, wirująca przed oczyma syna, skupia 100% jego uwagi. A ponieważ przytwierdzona do stosunkowo krótkiego ramienia, syn z poświęceniem zbieżnie zezuje, by obejrzeć ją w całej okazałości, po czym władować sobie, niemal całą, do ust.

Po jednym z jesiennych spacerów w paskudnie zdradliwym słońcu rejestruję zdecydowanie nieprzyjemne doznania płynące z tylnej ściany gardła. Dzień później zużywam tonę chusteczek, usiłując opanować moją prywatną Niagarę tryskającą radośnie z nosa. Mąż zaopatruje mnie w maseczki higieniczne i pochłonięty obowiązkami zostawia mnie na cały dzień z niemowlęciem. I z bandą szalejących wirusów. Słupek rtęci w termometrze nie chce zjechać poniżej 37. Przewijam syna na raty, z reguły trzy, bo w przeciwnym razie mogłabym utonąć; w Niagarze, oczywiście. Karmię z głową odchyloną w tył; by nie utonąć, rzecz jasna. Mokra maseczka jest akcesorium wybitnie irytującym.
Poddaję się po upływie półtora dnia, po czym wzywam męża do domu w trybie pilnym. Zjawia się po dwóch godzinach; wybawienie. Przejmuje wszelkie możliwe funkcje i po raz kolejny dowodzi, że jest zawsze, gdy trzeba.
Jeśli nie zarażę dziecka, podążę do Mekki; na rzęsach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz