25.10.2010

79

- Może ty lepiej zapytaj lekarza, czy to dobrze... – z niekłamaną troską sugeruje A. w reakcji na informację o braku potrzeby nocnego podjadania u mojego syna. Patrzy z niepokojem i nie dowierza, że od blisko miesiąca syn konsekwentnie ignoruje matczyny biust w godzinach ciszy nocnej. Osobiście nie zamierzam zgłaszać nikomu tego faktu – krągłe papule młodego i krzepkie uda nie wydają mi się raczej znamionami niedożywienia. A przespane noce cenię sobie nieprzeciętnie.

O ile są przespane. Poszukuję aktualnie we własnej psychice nowego, konstruktywnego podejścia do niemowlęcej kolki;

–niechjąkurwajegomaćszlagjasnytrafi–

rozkrzyczana twarz syna, sztywne jak drewniane kołki kończyny i spocone od spazmów czoło ograniczają mnie do jednej tylko reakcji; a być może mało sensownie jest siąść i płakać wraz z dzieckiem. Szukam więc; może siły, może dystansu, może swoistej znieczulicy. Nie ma. Null. Cowieczorny dramat trwa sobie w najlepsze.
Planuję wyżebrać kolejną receptę na Debridat.



- Yhyyy… - emituje syn spoglądając na własne odbicie w lustrze i rozdziawia paszczę w najsłodszym uśmiechu. Trzymając na ręku dziecię, kątem oka widzę garnitur własnych zębów; też nie mogę powstrzymać radości, więc szczerzę się do trzydrzwiowej szafy wraz z potomkiem.
Chwilowo nie pamiętamy o tym, co dzieje się w dolnym odcinku układu pokarmowego. Błogostan.
Kiedy wraz z mężem intonujemy, każde na swoją nutę, taaa-doorotka-ta-malusia i jako tako rytmiczne potrząsamy ciałem nieletniego, zainteresowany zalicza swój pierwszy maraton głośnego chichotu. Nie wiem, kto ma większy ubaw, niemniej – chwilo trwaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz