17.01.2011

89

- A wiesz, kochanie, że dzisiaj jest trzynasty…? – zagajam przymilnie rzeczonego dnia, przyglądając się z rozrzewnieniem dryfującym w myślach obrazkom ze ślubu.
- No. – przepełniony uczuciem odpowiada mąż i nie odrywając wzroku od monitora pyta mono-tonem – Chcesz jakiś alkohol?



Bo piję czasem białe wino. Gdy syn śpi. I nie widzi. I nie planuje wizyt przy barze przez najbliższe dziesięć godzin.



Niebieska wanienka na wysokim stojaku robi się dla młodego przyciasna. Przykrótka, bardziej. Z kąpielowych rozrywek pozostało już li tylko rozchlapywanie roztworu mydła po łazienkowej glazurze. Leżenie plackiem w pianie i odmakanie po trudach dnia odeszło w niepamięć. Nogi syna wystają rozkosznie ponad brzeg wanny, gdy kładę go, by umyć głowę.
W niepamięć wciąż jednak nie odchodzą pierwsze kąpiele. Chyba nigdy nie odejdą. Dziki wrzask i ból serca, że go tak bezdusznie skazuję na te tortury… I zagwozdka co wieczór, czy opieka społeczna przybędzie dziś, czy następnego dnia.
Aż trudno uwierzyć własnym oczom, patrząc na uśmiechnięta, wręcz rozpromienioną gębusię małolata wkładanego do wody i pięść okładającą bez litości pianę z mydła.
Gdy sięgam po pojemnik z płynem, syn chwyta oburącz brzeg wanny, wyciągając ramiona prosto przed siebie. Chwilę później zapiera się stopami i dźwiga pupę lekko ponad powierzchnię wody, po czym osiada z pluskiem.
Stanie ogólnie jest trendy i jazzy; przy pałąku by ikea, ponad matą edukacyjną i na maminych kolanach. Trzymam chwiejny tyłek w obawie przed zwichnięciem czegokolowiek. O sztywność kolan syn dba samodzielnie.

Zaznaczyć wypada, że o ile siedzi od ukończenia piątego miesiąca i odwraca się na brzuch od ukończenia czwartego, o tyle z brzucha na plecy nie przewraca się po dziś dzień. Najwyraźniej uznał, że na tak banalną i oczywistą czynność nie przystoi tracić czasu. Kij z kalendarzami rozwoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz