Niespodziewany telefon w piątkowy wieczór odwołuje mi konieczność zrywania się nazajutrz z łózka o 7:30. Szczerzę ząb w uśmiechu, puszczam wodze fantazji i imaginuję nieśpieszny, leniwy sobotni poranek. Mąż w pracy, dziecko w objęciach Morfeusza, dawno nie miałam prawdziwie wolnej soboty. Zacieram rączki czując przedsmak hedonistycznych doznań. Będę spać. Spać, spać, spać. Piję piwo do 23:17 i kładę się spać PÓŹNO. Przecież rano mam czas... Miła odmiana po pięciu dniach roboczych, otwieranych o 5:50. Wizualizuję ósmą czterdzieści na zegarze, jestem w niebie.
Sobota, 6:57, bose, zimne, małe stopy ładują mi się do pokoju, pod kołdrę, na głowę.
- Mamusiu, wstawaj, juś jest dzień... nieładnie tat dudo spać... Moziemy juś iść na śniadanie? W piziamie-na-śniada-nie - skanduje rymem syn - Scę płatti. Pójdziemy się ubjać? MAMUSIU???
- Spróbuj jeszcze zasnąć, jest tak wcześnie... - chrypię zaschłym gardłem, pod czaszką kołuje jumbo jet; fuck, dlaczego nie mam rolet w sypialni??? u syna noc, u mnie południe niemalże - chodź, przytul się i pośpijmy jeszcze troszkę...
Nie.
- CHCESZ TELEFON? - zagajam przymilnie. Telefon jest bezbłędnym patentem na przedłużenie status quo, szansą na odroczenie nieuniknionego. Ryzykując przypadkowe połączenia wychodzące, oddaję sprzęt dobrowolnie, zaszywam się pod kołdrą i chwytam resztki snu.
---
- Zjesz coś...? - pytam o 12:20, zapomniałam o drugim śniadaniu. Szaleję od rana z odkurzaczem, segreguję 3 roczniki Charakterów porozrzucane po trzech kondygnacjach, odgruzowuję kuchnię.
- Tat. Tanapećtę.
- Z szynką i ogórkiem może być?
- Taaa...
Po upływie czterdziestu sekund:
- JA NIE SCE ZADNEJ TANAPTI! - bulwers rzucony w przestrzeń, olewam z góry na dół, siekam małosolnego, smaruję masłem chleb owsiany - To znacyyy... bajdzo bym ściał, ale nie modę... i co ja mam z tym zjobić...?
Lustro. Widzę własne odbicie. Nie dalej jak przedwczoraj perswadowałam kolektywny wyjazd na zajęcia zumby z małoletniej głowy. "Bardzo chciałabym cię zabrać, ale niestety nie mogę...". Dotarło, najwyraźniej. Zaznaczyło się w psyche, odbiło trwały ślad. Jak w lustrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz