17.06.2011

101

Jako zdeklarowana entuzjastka ogólnie pojętej muzyki (tak, bywa – zależnie od kontekstu sytuacyjnego – że także tej mało lotnej twórczości popkulturalnej) stwierdzam, że emitowanie radiowych hitów na hali basenowej nie do końca ma sens.
"Tylko nie mów te (….)
(…)gdy nie mów tego m(…)
(…)lko nie mów tego, że
(…)awidzisz mnie".
Popylam krytą żabką, jedynym słusznym stylem, od brzegu do brzegu, wyłapując strzępy hitów granych przez rmf. Wielkie kolumny dumnie rezonują pod północną ścianą budynku. Chwilę wcześniej zgasło światło, pozostało jedynie punktowe, podwodne oświetlenie.
Płynę, odbieram te strzępy hitów… Woda wlewa mi się do uszu, lajkrowy czepek zdążył mi się odcisnąć czerwonawym śladem pośrodku czoła. Okulary mi parują, człowieka na moim torze widzę w ostatniej chwili. Sprzedaję mu lekkiego kopniaka, niezamierzenie. Tor jest za wąski dla dwojga amatorów żabiego stylu pływackiego. Co za pomysł, żeby te tłumy, na basenie, na godzinę przed zamknięciem.

W połowie długości basenu łapie mnie kurcz. Wiszę na rolce wyznaczającej mój tor. Naciagam stopę. Nie działa. Popływane. Dobrze, że pod koniec. Nie wiem tylko, jak będę prowadzić samochód, ale w garażu okazuje się, że można. I to baaardzo można



- Zasnął… Kup mi piwo, jak będziesz wracać. Z lodówki. - esemesuje mąż uziemiony w domu z synem na czas moich, i tylko moich, przyjemności. Ma dość, czuję to i niemal widzę w tych lakonicznych esemesach. I współodczuwam te chwile spędzone nad dziecięcym łóżeczkiem, te oczka jak pięć złotych, to świdrujące spojrzenie… Ten ból pleców… A nie. Bólu pleców nie ma, rozpłynął się w śmierdzącej chlorem wodzie i pozwolił na chwilę zapomnienia.
Egoistyczna chwila relaksu, skrawek innego świata. Skrawek radiowego hitu sprzed lat… sprzed zdecydowanie zbyt wielu lat. A mimo to nastraja pozytywnie. Działa, chociaż w strzępach.

Wracam do cichego mieszkania, podzwaniając subtelnie trzema butelkami dla desperatów. Rzucam kostium kąpielowy i ręcznik na suszarkę, sięgam po otwieracz i podważam kapsel…
Cień męża zasypia po krótkiej chwili, syn w różowej bawełnie, cały spocony od kołderkowego ciepła, posapuje miarowo…
Ja sączę aromatyzowany napój i celebruję mój osobisty zen… Odpoczywam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz