8.04.2010

39

Wielkanocny zając pod postacią przyszłej prababci T. wyposaża nas w pierwsze body dla syna. Śnieżnobiała bawełna, wolna od jakichkolwiek ubarwień, emanuje elegancją i prostotą. Jest dobrze – krótka i węzłowata myśl przenika moją czaszkę i tym samym lokuje nowy nabytek w kategorii akceptowalnych. Nawet bardzo.
Odrobinę przeraża rozmiar – zdecydowanie xxxs. Syn naprawdę będzie TAKI mały??? Obracam w palcach niewielki kawałek tkaniny i w wyobraźni dorysowuję wielką głowę i maleńkie kończyny wystające z otworów o średnicy 5 cm. Chyba nie mieści mi się to w głowie.
Przyszły pradziadek S. nie pozostaje dłużny i gdy tylko kończę celebrę nad dziecięcym ubraniem, oświadcza:
- Ja mu kupiłem coś, co każdy prawdziwy mężczyzna mieć powinien – i oddala się do sąsiedniego pokoju, by zaraz wrócić z niewielkim, kolorowym pudełkiem. Wszelkie pomysły, jakie w między czasie zdołały przepleść mi się przez głowę, okazują się do bólu trywialne i kompletnie chybione, gdy moim oczom ukazuje się plastikowa, napędzana energią z baterii, szlifierka kątowa. Pozostaję oczarowana przez kolejne kilka dni i konkurs na kreatywne upominki dla Młodego uważam za rozstrzygnięty w trybie nokautu.

Mimo sprzyjającej atmosfery i powalających kulinariów przy stołach obu przyszłych babć, dziecko okres świąteczny przeżywa w spokoju i zadumie. I w bezruchu, prawie. Oczekiwanie na przytupy i piruety przypomina to z początków II trymestru. W napięciu i skupieniu wpatruję i wczuwam się w brzuch, szukając potwierdzenia, że tam, po drugiej stronie, życie toczy się normalnym rytmem. Onieśmielenie mija dziecku dopiero po przekroczeniu granic województwa, gdy w korku kończącym się na permanentnie oddalającym się horyzoncie, mkniemy (tak, ironizuję) do domu. Pierwszy dzień po powrocie mija już na spontanicznym masażu maminych wnętrzności – od wątroby, poprzez żołądek i trzustkę, skończywszy na pęcherzu.
Nie mogę powtrzymać się przed obrzydliwym wnioskiem, że oto syn wdał się w matkę i nie przepada za rodzinnymi zlotami tak samo, jak za świątecznym obrzędem. Mijając przedmieścia jedynego w swym rodzaju Miasta, ogłaszam więc nieuprzejmie, że wreszcie koniec i spokój - aż do grudnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz