31.03.2010

38

W dobę po teście obciążenia mego organizmu glukozą udaję się na rutynową wizytę u lekarza prowadzącego.
- No glukoza przepięęękna! – pieje medyk na widok moich 91 mg/dl (tudzież 5,1 mmol/l) i – nie ukrywajmy – bardzo mnie tym gestem pociesza.
Gdy zaś chwilę później staję na wadze, atmosfera w gabinecie nieoczekiwanie przybiera nastrój z kategorii grobowych.
- Ooo, ależ tu pani skoczyło. Za duży ten przyrost, o jakieś 2 kilogramy – rzecze znawca tematu o BMI równym, na pierwszy rzut oka, około 40, czym niezwłocznie budzi mój bunt. Bo nie mogę ze stoickim spokojem przejść do porządku dziennego nad faktem, że ot tak zarzuca mi się stwarzanie dziecku trudniejszych warunków do rozwoju, podczas gdy od początku ciąży przytyłam 4,5 kg. Tak właśnie – cztery i pół. W sumie.
Ja bardzo doceniam dbałość o zdrowie moje i mojego potomstwa, ale generalnie na wszelki przesadyzm reaguję srogą irytacją. Syn w przepięknym stylu solidaryzuje się z szykanowaną matką i podczas badania tętna płodu sadzi potężnego kopa wprost w głowicę detektora, powodując niemiłosierny trzask w głośniku i nagły przestrach u doktora.
Bravo, synu.
Na pohybel doktorowi, podczas wieczornych zakupów w ulubionych delikatesach nabywam kształtną tabliczkę jogurtowego Ritter Sport i raczę się nim przez kolejne 2 dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz