12.08.2011

106

Jak głosi mądrość ludowa, kwestią decydującą o wyborze życiowego partnera jest wykwintne poczucie humoru delikwenta. Dowcipkuje więc młody, przystojny, pachnący. Staje na rzęsach, by rozbawić towarzystwo. A ona, młoda, przystojna i pachnąca, połyskuje nienaganną bielą górnych siekaczy i chichocze zmysłowo, zatapiając się po kokardy w bystrym potoku krotochwilnej atmosfery. A potem biorą sobie siebie, stojąc przed dostojnym ołtarzem… I albo coś siada w jej poczuciu humoru, albo jemu subtelnie przesuwa się granica między figlem a uszczypliwością.


- A bo ty to już w ogóle nie łapiesz, kiedy ja żartuję… – żali się mąż chwilę po tym, jak fuknęłam nań po jednym z TYCH żartów.

- Nie, że w ogóle – objaśniam – ale czasem już nie wiem, czy żartujesz, czy mam się spakować i wyjść. – Syn, jak maczetą, tnie gęstniejącą atmosferę dziecięcym widelcem i pakuje do ust kolejne kawałki gruszki.

- Nie pakuj się… – mówi mąż przymilnie i patrzy tym swoim wzrokiem. Że niby przeprasza… Ale puenty nie podaruje – od razu wyjdź.
I połyskuje tą bielą siekaczy, choć to jakby moja kwestia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz