5.05.2010

46

Tuż po obfitym obiedzie u mojej teściowej, czyli przyszłej babci T., wstaję zgrabnie od stołu i udaję się do wypoczynkowej części salonu, by osiąść w fotelu i umożliwić sobie jako taki pobór tlenu. Wyciągam przed siebie rozprostowane nogi a dłonie splatam za głową. Błogostan.
Nie spodziewając się niczego specjalnego widzę, jak wolnym krokiem zmierza ku mnie babcia męża; przyszła prababcia M. Słynie z bezpośredniości i wypowiadania dokładnie tego, co akurat przyszło jej na myśl. Wspaniała cecha, można by rzec. Można by, gdyby się samemu nie padało od czasu do czasu adresatem, tudzież ofiarą tychże komunikatów.
- Ślicznie wyglądasz. Taką ładną masz tą tuniczkę... – oznajmia ciepłym głosem babcia, pochylając się nad fotelem, skubiąc materiał mojej bluzki i wpatrując mi się prosto w oczy z odlełości nie większej, niż 30 cm – Ślicznie. Bardzo ładna ciąża, tak w biodrach... – słucham i kodując komplementy próbuję sobie uzmysłowić, dlaczego akurat w biodrach, bo patrząc w lustro widzę dokładną odwrotność – biodra sobie, a brzuch – sterczący z dumą do przodu – sobie. Ale nic to. Jest miło przecież. Babcia, nieprzerwanie świdrując mnie wzrokiem i subtelnie się uśmiechając, dodaje po chwili:
- Za to będzie cię bardziej bolało. – i z politowaniem kiwa głową.
Zimny dreszcz przebiega po moich plecach w górę i w dół, ale z pełnym opanowaniem i równie łagodnym uśmiechem na twarzy odpalam, że może nie, czym wzbudzam w babci lekkie niedowierzanie i wyraz twarzy z cyklu "o, święta naiwności!".
Po cichu liczę, że babcia nie posiadła tajemnej umiejętności rzucania klątw, bo, jak na moje ucho, zabrzmiała wyjątkowo złowieszczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz