11.05.2010

49

Wieczorem siedzę przy komputerze i przekładam stos papierów, który samoistnie i niepostrzeżenie wyrósł na skraju biurka a teraz grozi lawiną. Średnio ubrana, średnio uczesana, generalnie raczej wymięta; siedzę i przekładam.
Mąż w pozycji horyzontalnej nieopodal mnie, na łóżku. Buszuje w telefonie komórkowym. Ukradkiem celuje we mnie obiektyw aparatu i uwiecznia mnie na karcie pamięci. Z nieco skrzywioną miną analizuje efekt, przygląda się raz z lewa, raz z prawa...
Nie zachwyca się, to pewne.
Po chwili namysłu, błagalnym tonem ordynuje:
- Idź do fryzjera.
.
.
.

To tak gwoli wyjaśnienia, jak powiedzieć żonie, że wygląda jak strach na wróble a jednocześnie sprawić, że zacznie skakać z radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz