12.07.2010

62

Zdyscyplinowanie własnych myśli na starcie trzydziestego dziewiątego tygodnia ciąży nie jest możliwe.

Takie odnoszę wrażenie kładąc dłonie na klawiaturze i zawieszając wzrok w środku ekranu monitora. Wewnątrz czaszki swobodnie kursują obrazki z Kopca Krakusa pomieszane z zapachem wysuszonych słońcem łąk, rozgrzanego betonu i lodów poziomkowych. Wyszłam z domu o własnych siłach. Wspięłam się na szczyt (cóż z tego, że nie był to Mount Everest?), z którego nie ściągnięto mnie dźwigiem. I taplam się we własnej dumie.

Synowi w najmniejszym stopniu nie przeszkadza ciąganie go w upały po krańcach Miasta. Gdyby nie fakt, że figura nie ta, mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że dziecka nie ma.
Ale jest. I gdy dobę później wyraźnie o sobie przypomina, już mnie żadne stwierdzenia nie kuszą. Podczas gdy piłkarze Holandii i Hiszpanii fundują kibicom emocje porównywalne do tych z zawodów wędkarskich, synek przebiera wszystkimi dostępnymi kończynami w rytm rozdawanych przez Howarda żółtych kartek. Nie przestaje ani na chwilę. Uprawia dziki kick boxing przez bite cztery godziny (jak na razie).
Przezornie udaję się pod prysznic. Układam grzeczną, cywilizowaną fryzurę. Omiatam wzrokiem spakowane torby; stoją. To dobrze, myślę, bo dziwne mam przeczucia. Jakbym dzisiejszej nocy nie miała spędzić we własnym łóżku.

Ale w 39. tygodniu ciąży nie da się zdyscyplinować własnych myśli.
Więc nie będę o tym wszystkim opowiadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz