4.03.2010

27

Mój i tak dość emocjonalny stosunek do prowadzenia samochodu oraz do innych uczestników ruchu (szczególnie tych przejawiających niewytłumaczalnie głupie zachowania), stał się w ciąży jeszcze bardziej emo. Wybuchowy wręcz.
Jadąc więc radośnie przez nasze polskie drogi, emituję – oprócz tekstów piosenek serwowanych przez rmf, bo śpiewać w samochodzie muszę – głównie jedną frazę: K***a mać oraz przyległe wariacje na jej temat. Jeśli nie wrzeszczę do kierowcy przed/za sobą, to z pewnością burczę coś pod nosem, przez zaciśnięte szczęki.
Od łagodnego wizerunku przyszłej Matki Polki w każdym razie dalece odbiegam.

- Wiesz co... – zagaja mąż, podczas wieczornej analizy mojego karygodnego zachowania zza kierownicy – jak młody się urodzi, to pierwszym słowem, jakie wypowie, będzie k***a. Klepną go w tyłek, powie: O k***a! Odetną mu pępowinę i też powie: O k***a!

Po chwili namysłu zrezygnowanym tonem dodaje:
- Zobaczy ojca i powie: O, k * * * a . . .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz