26.03.2010

36

U schyłku piątego miesiąca czasem nie sposób wyobrazić sobie siebie samą w wersji pojedynczej. Jakby stan "ciąża" był stanem permanentnym, utrzymującym się niezmiennie od... zawsze.
A czasem, przecierając rano oczy, chciałoby się uwierzyć, że może to wszystko jednak się przyśniło. Bo umysł płata figle i szuka znajomych terytoriów; próbuje wracać na dawne ścieżki. Ciało jednak trzyma go w ryzach i nie pozwala oddalać się zanadto. Bo nie da się oszukać faktu, że leżenie na brzuchu odeszło w zapomnienie, że skóra wokół pępka faluje niczym chusta KLANZY, miotana mikroskopijną stopą lub łokciem, i że podniesienie się z pozycji na wznak wymaga opracowanej z najmniejszymi szczegółami, zaawansowanej logistyki.

Syn z dnia na dzień zwiększa poziom aktywności. Wieczorne, delikatne pstrykanie z mamą już dawno przestało wystarczać. Dziecię wierci się niemal całymi dniami, uwzględniając w swym grafiku jedynie krótkie przerwy na drzemkę. Nocą domaga się także uwagi ojca i kopie go bez litości po tyłku, gdy ten przypadkiem znajdzie się w polu rażenia małych kończyn.

Więź się tworzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz