23.03.2010

35

Nie potrafię, choć bardzo się staram, opanować sztuki kulturalnego jedzenia kremówki. Żeby nie wiem co, małpa jedna zawsze się rozwarstwi i rozjedzie, zasypując wszystko w promieniu 20 cm odskakującym cukrem pudrem. I nie potrafię uniknąć tego, by kolejna nieudana próba wbicia sztućca w to ciasto nie zagrażała pęknięciem talerza.

Ale jednak lubię czasem zjeść kremówkę. Z ogromną uciechą i entuzjazmem słucham więc, jak przez telefon mąż proponuje, że w drodze do domu wstąpi do cukierni. Wypytuje o moje preferencje, co do zakupów, pobudzając do granic możliwości moją wyobraźnię i powodując niepohamowany ślinotok. Wtem ucina pogawędkę i kategorycznie stwierdza:
- Albo nie. Nie idę do żadnej cukierni. Nie możesz jeść słodkiego. – i zasłania się widmem cukrzycy ciężarnych.
Dąsam się przez chwilę, próbując wyprostować jego pokrętny tok myślenia. Bezskutecznie. Wzruszam więc ramionami i chłodno żegnam mego rozmówcę. Żeby to nie była komórka, rzuciłabym słuchawką. Ponieważ jednak zakończenie połączenia wymaga jedynie użycia kciuka, wciskam klawisz odrobinę mocniej, niż to konieczne i na koniec posyłam mojej bogu ducha winnej nokii wredną, wykrzywioną minę.

Po 30 minutach mąż wraca do domu, taszcząc sporą, owiniętą białym papierem pakę. Z wnętrza wydobywa się zapach rozmaitych wyrobów cukierniczych.
- Proszę kochanie – mąż wręcza mi ciastka a na jego twarzy jawi się smutek – z przeprosinami, za durną rozmowę.
Się rozpływam.
- Ja nie wiem, co mi odbiło. – kontynuuje mąż płaczliwym tonem - Przecież nie wpier***lasz ciast na tony, nie pijesz słodkich napojów i jak raz zjesz eklera, to się k***a przecież nic nie stanie!
Istotnie, stwierdzam tłumiąc śmiech i dziękuję wszelkim bóstwom, że jednak mam normalnego męża.

A krzywą cukrową zrobię sobie za tydzień. I się okaże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz